Z góry uprzedzam, iż jest to wpis mocno chaotyczny. Spokojnie, następny będzie gorszy.
W ciągu ostatnich miesięcy udało mi się zapomnieć co znaczy określenie lęk wysokości. W ogóle dużo udało mi się zapomnieć.
Nawet jeżeli znałbym definicję owego lęku, wejście na niektóre budowle powoduje przełamanie Bariery, co jest zjawiskiem magicznym i rzadko spotykanym.
Będąc na górze dostajesz inny towar. Zależy to od osoby, u mnie dostawa następuje na chwilę przed podjęciem decyzji o tymczasowym szaleństwie, u innych objawia się w momencie akcji, niektórzy nie czują tego w ogóle.
Zazwyczaj jest im wszystko jedno, równie dobrze mogą spaść w otchłań i nie zrobi im to różnicy.
Kompromis pomiędzy tymi podejściami stanowi właśnie Bariera, zwana również głosem rozsądku albo jego brakiem.
Wahania są normalne, tak jak w maju wahałem się przed podjęciem ryzyka, tak teraz raczej niewiele myślę (jeżeli przedtem sprawdzę aspekt bezpieczeństwa).
Bariera jako środek środka, lecz także jako zjawisko zachodzące w każdej istocie przynależącej do jej kasty.
No i wszedłem. Silos trochę poczasowy, bo przeżarty rdzą, drabina trochę niestabilna. To samo z dźwigiem. I co dalej? Czasem chce się skoczyć, czasem stanąć na krawędzi i wychylić, sprawdzając czy zdążę się złapać w porę. Natłok podobnych myśli to normalka, trzeba tylko umieć je posegregować, wybierając racjonalny plan działania.
Wiemy z życia, że nie każdy segreguje myśli.
Wiemy z segregacji, że nie każdemu wychodzi życie.